Wszelkie idee w ramach „slow”, czyli slow life, slow fashion czy slow food zyskują coraz więcej zwolenników. Nic dziwnego, pęd dzisiejszego świata jest tak deprymujący, że nie każdy czuje się na siłach, by w nim uczestniczyć. Nie mówiąc o tym, że chce się przed nim uchronić swoje dziecko. Na czym polega slow parenting?
Czym jest slow parenting?
Slow parenting to odpowiedź na kulturę konsumpcji, w myśli której rodzice bardzo często starają się zapewnić dziecku wszystko co najlepsze, nauczyć go perfekcji i przygotować do walki szczurów w przyszłości. Jednocześnie nie tylko zapełniając mu grafik różnego rodzaju zajęciami, ale i kontrolując go i odbierając mu samodzielność. Osoby takie z jednej strony uważają, że dziecko jest wystarczająco silne, by udźwignąć wiele zajęć, ale za słabe na inne działania. Tutaj często widoczne jest helicopter parenting – nadopiekuńcze rodzicielstwo. Tacy rodzice chcą kontrolować każdy ruch dziecka.
Carl Honore w książce: „Pod presją czasu. Dajmy dzieciom święty spokój!” przedstawia obraz współczesnego dzieciństwa. Wniosek z lektury jest taki, że dorośli starają się „wyprodukować dzieci najlepszej jakości”. Tu zatraca się nie tylko dzieciństwo, ale i radość z życia.
Ideą slow parenting jest zwolnienie tempa, pozwolenie dziecku na samodzielne, świadome kreowanie swojego życia, zapewnienie prawidłowego rozwoju. Nie projektowanie jego przyszłości. Slow parenting to takie rodzicielstwo, który zezwala dzieciom na beztroską, niezorganizowaną zabawę. To pozwala im na poznawanie świata w swoim tempie.
Przykazania slow parentingu
Można wymienić kilka przykazań, które będą wskazówką dla rodziców, którzy pragną zwolnić, uwolnić się od perfekcjonizmu i konsumpcjonizmu. Oto najważniejsze z nich:
- Poświęcanie dziecku czasu, obserwacja samodzielnego rozwoju.
- Odpuszczanie, brak nadopiekuńczości, panikowania.
- Brak harmonogramowania wszystkich czynności, zwolnienie tempa.
- Ograniczanie łatwej rozrywki (TV, gier komputerowych, interaktywnych zabawek).
- Nie skupianie się na perfekcji.
- Zezwolenie dziecku na samodzielne podejmowanie decyzji, liczenie się z jego zdaniem.
- Troska o odpoczynek dziecka, zgoda na lenistwo.
Jak stać się „slow rodzicem”?
Dzisiaj nie jest łatwo wychować dziecko. Mnogość filozofii, doradców, ale i ułatwień sprawia, że gubimy się w tym, co najlepsze dla nas i dla dzieci. Wielu rodziców staje na głowie, by zapewnić dziecku wszystko, często to, czego sami nie mieli, jak byli dziećmi lub to, co mają inne dzieci. Są i tacy opiekunowie, którzy nie są nadopiekuńczy i nie stawiają nadmiernie na konsumpcjonizm, ale w ich życiu nie ma miejsca na dziecko, ignorują je, każą mu się zająć samym sobą. Niezależnie od tego, w którym miejscu się jest, warto sprawdzić, co zrobić, aby wyjść w stronę powolnego rodzicielstwa.
Aby stać się „slow rodzicem” przede wszystkim trzeba nauczyć się więcej czerpać z życia i zaprosić do tego swoje dziecko. Należy zrezygnować z oglądania telewizji w wolnym czasie, przeglądania serwisów społecznościowych na smartfonie i tablecie, surfowania po internecie na komputerze w wolnym czasie, a spędzać go w bardziej kreatywny sposób. To samo należy podpowiedzieć dziecku. Nie kupować mu tabletu, konsoli, własnego telewizora. Pokazać, że spędzać czas wolny można na inne sposoby. Oczywiście nie chodzi o to, by całkowicie rezygnować z elektroniki. Film raz dziennie, mecz lub program popularnonaukowy jest w porządku. Tu chodzi raczej o to, by sposobem na wolne popołudnie nie były 3 bajki pod rząd, czy granie w gry RPG.
To samo tyczy się zabawek interaktywnych. Dla wielu są one zbędnym dodatkiem. Zmuszają dziecko do nauki konkretnych zagadnień. Uniemożliwiają rozwój kreatywności, samodzielnego poszukiwania. Lepsze są drewniane, klocki, układanki. Rocznemu dziecku warto zrobić tablicę sensoryczną Montessori, ze starszymi wykonywać samodzielnie zabawki z tego, co pod ręką.
Rodzic slow to taki, który daje dziecku nie rzeczy, a swój czas. Chodzi z nim na spacery, jeździ na wycieczki, układa puzzle i bawi się w inny sposób – taki, który nie wymaga użycia prądu, czy ładowarki.
Slow parenting to ładne określenie na czasy naszego dzieciństwa, kiedy nikt nie ganiał po szkole na dodatkowe zajęcia. Biegaliśmy z kluczem na szyi po podwórkach, graliśmy w podchody, wisieliśmy godzinami głową w dół na trzepakach. A propos, widzieliście gdzie widzieliście ostatnio trzepak?;)